Dostępność:
Jest
Ortalion – Ortalion
Label: Audio Cave – ACD-001-2016
Format: CD
Country: Poland
Released: 2016
Genre: Jazz, Rock
Style: Acid Rock, Contemporary Jazz, Experimental, Fusion, Space Rock
Tracklist:
1 Embrion
2 Los Piranas de Mars
3 Terminal Leonov
4 Lilith
5 Love Me Gender
6 After-REC
7 Fuzzzy Buzzzy
8 Fuzzzy Buzzzy/Step Left (bonus track)
Barcode and Other Identifiers:
Barcode: 5905669566056
Gdańsk ponownie pozytywnie zaskakuje – tym razem pod postacią zespołu Ortalion.
Grupa, za lidera której uznawany jest klawiszowiec Cezary Morawski (m.in. Apteka, Lipali, Behemoth), pod szyldem wydawnictwa Audio Cave w drugiej połowie kończącego się roku opublikowała winylową wersję pierwszego studyjnego materiału (album na CD trafił do sprzedaży kilka miesięcy wcześniej).
Sześcioosobowa formacja muzyczna przygotowała dla słuchaczy propozycję z pogranicza jazzu (jako fundamentu) oraz brzmień elektronicznych, funku i rocka (jako składników dodatkowych, aczkolwiek istotnych dla efektu końcowego).
Artystom nie jest obca także forma improwizacyjna łączona z innymi gatunkami, dlatego w przypadku „Ortalionu” można również mówić o yassie. W pełni instrumentalne kompozycje, jakie znalazły się na albumie, tworzą dość szybką pod względem tempa całość.
Utwory nasycone są wielością dźwięków, faktur i fraz, które raz po raz wprowadzają nowe elementy, uzupełniając główną linię melodyczną. Dzięki takim rozwiązaniom, Ortalion wpisuje się do grona tych zespołów, które swoją siłę osadzają nie tylko w talencie i budowie muzycznych kompozycji, ale także w nieprzewidywalności, a to z kolei powoduje brak możliwości zaklasyfikowania płyty do jednego, wąskiego stylu.
Gwarantuję, że słuchając „Ortalionu”, waszą uwagę zwróci sekcja dęta. Robert Jakubiec (trąbka) i Marcin Otłowski (saksofon) są pierwszą linią, z którą przyjdzie się spotkać słuchaczowi. Ich udział jest istotny nawet w numerach, w których główną rolę odgrywają inne instrumenty. Dzieje się tak chociażby w przypadku „Terminal Leonov” – kompozycji, w której najważniejszy wydaje się mocny rytm (brawa dla perkusisty Piotra Majki, basisty Jacka Brzeziewicza oraz obsługującego sampler Jacka Stromskiego).
Nieziemsko brzmi również „Love Me Gender”, w którym z kolei do głosu dochodzą akcenty charakterystyczne dla stylu fusion. Bardzo słoneczna, wręcz odwołująca się do egzotycznych klimatów końcówka numeru, powinna wywołać na twarzach słuchaczy sporo uśmiechu. Pozytywnie odebrać należy także witającą nas niespokojną partią syntezatora kompozycję „Lilith”, która po osiągnięciu minuty zostaje uzupełniona o inne instrumenty. Te nie zmieniają diametralnie brzmienia – owszem, jest ono nieco jaśniejsze, ale uczucie napięcia wyczuwalne jest już do samego końca.
Oczywiście w przypadku tego typu płyt zawsze można szukać dziury w całym i próbować negować zaproponowane muzyczne rozwiązania – a to zwracają uwagę na powielanie schematów znanych z innych albumów fusion, a to dociekając źródeł dla inspiracji poszczególnych utworów, a przez to zarzucając autorom małą oryginalność brzmienia.
„Ortalion” jest jednak materiałem, przy którym te uwagi nie są najistotniejsze. Jakość zaprezentowanych nagrań sprawia, że zespół może czuć dumę z wykonanej pracy. W jazzie były już eleganckie garnitury, wygodne dżinsy, hipsterskie koszule w kratę, powyciągane swetry i okulary w szerokiej oprawie. Teraz czas na ortalion – chociażby ten gdański.